Jenny zawsze siedziała w pierwszym rzędzie. Miała zostać prymuską. W ostatnich miesiącach szkoły była tak zestresowana, że często wybuchała płaczem na korytarzu. Reszta z nas patrzyła i nie rozumiała.
W społecznościach rolniczych, gdy widzi się kogoś płaczącego, uczy się, by przejść obok i udawać, że nic się nie stało. Nazywa się to “dawaniem ludziom ich przestrzeni”. Jest to uważane za lekarstwo.
W dniu incydentu z bronią pamiętam, że było coś dziwnego w manierach pana Murphy’ego. Wił się jak motyl na szpilce. Wydawało się, że coś go łaskocze od środka, czym chciał się z nami podzielić. Kłaniał się poleceniom wewnętrznego głosu.
“Och, wszyscy będą się śmiać! Pomyślą, że to histeria!”
Jego oczy błyszczały, a on sam błysnął szyderczym uśmiechem, który ukazywał niewygodną ilość zębów. Od czasu do czasu można dostrzec wyraz twarzy, który przypomina, że ludzie są zwierzętami.
To niepokojące.
Dziś, gdybym zobaczył kogoś idącego maniakalnym, szarpanym krokiem, chichoczącego i drgającego, interweniowałbym. Gdybym zobaczył kogoś, kto szczeka fałszywym śmiechem jak kaszel i błyska dzikim uśmiechem, wiedziałbym, że coś jest nie tak.
Ale wychowałem się w społeczności rolniczej i nauczono mnie, że kiedy widzisz kogoś dziwnie zachowującego się, przechodzisz obok i udajesz, że nic złego się nie dzieje.
Pan Murphy podszedł do podium, jego wzrok skupił się na Jenny.
Wszyscy wiedzieliśmy, że kłócił się z Jenny. Cóż, nie “kłócił się”, ale doszło do sprzeczki z udziałem nauczyciela zespołu.
Widzi pan, pan Murphy dbał o sprawiedliwość.
Trzymał się tej koncepcji. Uczciwość była jego osobistym kodeksem.
Polityka klasowa pana Murphy’ego polegała na odejmowaniu punktów za brak obecności. Był przekonany, że te same zasady powinny obowiązywać wszystkich.
Jenny zażądała wyjątku.